Skip to main content

Świątynia pełna tajemnic. Część z nich udało się już rozwikłać.

Niewiele wiadomo o tym czy to drugi, a może trzeci drewniany kościół w tym miejscu. Wewnątrz jest płaskorzeźba, pochodzi podobno ze szkoły Wita Stwosza. Jest też przemalowany obraz w ołtarzu głównym. Być może to nie wszystkie tajemnice, które kryje drewniana świątynia w Prochach.
 |  Piotr Robakowski
To druga lub trzecia drewniana świątynia w Prochach. fo. P. Robakowski

Prochy to wieś leżąca w województwie wielkopolskim w gminie Wielichowo w powiecie grodziskim. Kiedyś tutejszy kościół był pod wezwaniem trzech patronów, dziś patronuje mu już tylko św. Mikołaj, ulubieniec wszystkich grzecznych dzieci. 

Pięknie położona drewniana świątynia zbudowana jest na planie krzyża łacińskiego. Wszystko za sprawą dobudowania dwóch murowanych kaplic po obu stronach nawy głównej. fot. P. Robakowski

– Prochy, to była bardzo ważna miejscowość w okolicy. Dobra bogatych właścicieli majątku i dworu w Prochach sięgały aż do Przemętu i dalej za Wielichowo. To właśnie oni przez wieki, aż do roku 1939 byli patronami kościoła, który znajduje się w tej wsi – mówi Paweł Michalski, regionalista z Centrum Kultury w Wielichowie. – Historia kościoła ginie w mrokach dziejów XIII i XIV wieku. Z tego czasu pochodzą pierwsze dokumenty świadczące o istniejącej tu świątyni. W 1380 roku ówcześni właściciele Proch uposażają kościół m.in. w karczmę i kuźnię. Podatki z tych obiektów przeznaczano na utrzymanie świątyni. Biskup Poznański w tym samym roku, potwierdza tę darowiznę i legitymizuje ją swoją władzą. Pierwsza świątynia otrzymuje aż trzech patronów: Znalezienia Świętego Krzyża, Najświętszej Maryi Panny i Św. Mikołaja. W 1510 roku, w kolejnym dokumencie można znaleźć zapiski, które mówią już tylko o kościele pw. św. Mikołaja – dodaje.

Fundatorzy – są pewne przypuszczenia

Nie są znani fundatorzy pierwszego kościoła. Na pewno był to jeden z właścicieli Proch, wywodzący się z rodów: Kierskich, Mielżyńskich lub Platerów. Pierwsza rodzina, która pojawia się w Prochach to Rodzina Trachów Proskich. To ona mogła ufundować pierwotną świątynię już w wieku XIV. Obecny budynek, to jest drugi kościół, a może nawet trzeci w tym kształcie, w jakim teraz go podziwiamy. W połowie XIX wieku hrabia Plater, właściciel majątku Proskiego, porozumiał się z ówczesnym księdzem proboszczem i do kościoła dobudowane zostały z kamienia i cegły dwie boczne nawy, które powiększyły świątynię i nadały jej kształt krzyża łacińskiego, symbolizujący krzyż męki Jezusa Chrystusa.

– We wnętrzu znajduje się belka tęczowa pochodząca z XVIII wieku. Natomiast widniejący w jej centralnym punkcie Chrystus na krzyżu to już wiek XIX. W świątyni mamy do czynienia z mieszanką stylów. Mamy tu ołtarz neogotycki z gotycką kwaterą. Kolejny ołtarz jest z elementami barokowymi. Na ścianie północnej znajduje się ołtarz klasycyzujący. Ambona też jest przemieszaniem stylów wieku XVIII i XIX – mówi Mariusz Jarosik, konserwator i pracownik Muzeum Archidiecezjalnego w Poznaniu. – Ambona prawdopodobnie umieszczona była w innym miejscu świątyni. Podejrzewamy, że tak było, gdyż balustrada jest w dość charakterystyczny i specyficzny sposób odcięta. Poza tym kosz ambony był mocno przymocowany do ściany, tak że zakrywał wizerunek jednego z ewangelistów Św. Mateusza – dodaje Jarosik.

Najstarsze elementy, jakie możemy zobaczyć na ambonie to Bóg Ojciec umieszczony na baldachimie wraz z elementami dekoracyjnymi, na których wspiera się Jego postać, oraz Duch Święty umieszczony pod baldachimem. Wiele wskazuje na to, że z tego czasu pochodzi sam kosz ambony. Ambona była wielokrotnie przebudowywana. – Należało usunąć wtórne elementy architektoniczne. Miała rozbudowany mocno parapet oraz dość dziwny trzon, który był niespójny z całością tego projektu – dopełnia Mariusz Jarosik.

Wit Stwosz, a może inny śląski zakład

Paweł Michalski z wielką fascynacją opowiada o płaskorzeźbie, która znajduje się po prawej stronie, patrząc na ołtarz główny. Z nią związana jest ciekawa historia mówiąca o tym, że w czasie drugiej wojnie światowej, kiedy Niemcy walczyli z polskością, to tę właśnie płaskorzeźbę niemieccy osadnicy, którzy zostali tu sprowadzeni na miejsce wypędzonych Polaków, przewieźli do kościoła św. Walentego w Wielichowie. Również oni poznali się na wartości tego dzieła i wiedzieli, jakie jest ono ważne i cenne dla tutejszego kościoła. Nie pozwolili, by płaskorzeźba została zniszczona.

Sam ołtarz w wielu przewodnikach i stronach internetowych przypisywany jest mistrzowi dłuta, którym na przełomie XV i XVI wieku był Wit Stwosz. – Możemy powiedzieć tyle, że jest to warsztat śląski, ale nie pokusiłbym się o stwierdzenie, że pochodzi ze szkoły Wita Stwosza. Ta kwatera powstała na początku XVI wieku. Zapewne stanowiła jakąś część całości architektonicznej – przekonuje Mariusz Jarosik. – Była zapewne częścią ołtarza np. tryptyku, na pewno ołtarza skrzyniowego i być może stanowiła też element główny kościoła. Pewnie była centralnym elementem ołtarza – dopowiada.

Jest to najstarszy i najcenniejszy element tej świątyni. Płaskorzeźba, o której mowa przedstawia tzw. Rodzinę Maryi. W tym przypadku Małą Rodzinę Maryi dlatego, że nie ma tu wizerunku dzieciątka Jezus. Podczas badań konserwatorskich znaleziono miejsce po mocowaniu dybla między postaciami Św. Anny i Matki Bożej, ale nie ma pewności, że w tym miejscu znajdowała się figura dzieciątka Jezus.

Tajemnica pewnego obrazu

Ołtarz główny jest dość ciekawą kompozycją zbudowaną z elementów innych ołtarzy na potrzeby tej świątyni. Wiadomo, że powstał w wieku XIX. Uwagę zwracają bardzo ciekawe kolumny kanelowane z rozbudowanymi kapitelami. Ornamenty znajdujące się wokół obrazu są też mieszanką stylów. Konserwatorzy odnaleźli tu ornamenty pochodzące z XVIII i XIX wieku. Podczas prac konserwatorskich udało się odkryć oryginalną warstwę polichromii, która nie jest łatwo dostępna. W przypadku ołtarza głównego i ołtarzy bocznych, ambony, a także chrzcielnicy, udało się znaleźć częściowo zachowaną oryginalną polichromię. Dzięki tym odkrywkom konserwatorzy mogli zrekonstruować brakujące fragmenty polichromii. 

Ciekawy jest także obraz w ołtarzu głównym, przedstawiający postać św. Mikołaja. Wiąże się z nim pewne zagadka, którą podczas konserwacji tego obiektu odkrył Mariusz Jarosik. – Mało który z parafian zdaje sobie sprawę z tego, że patrzy na obraz, który przedstawia Św. Benona, a nie Św. Mikołaja – mówi Mariusz Jurasik. – W dolnej części obrazu widoczna jest inskrypcja mówiąca o tym, że jest to Św. Mikołaj. Jednak po dobrym przyjrzeniu się można odczytać wcześniejsze zapiski mówiące o św. Benonie. Dodatkowo świadczą o tym, namalowane na nim zwierzęta, a św. Benon był patronem zwierząt. Na obrazie widać charakterystyczną rybę trzymającą w pyszczku kluczyk – dodaje z uśmiechem Mariusz Jarosik.

W kościele w Prochach można również zobaczyć ołtarz, który pochodzi z II połowy XIX wieku wbrew oficjalnym zapiskom mówiącym o tym, że jest to obiekt z przełomu XVIII i XIX wieku. W czasie prowadzonych prac konserwatorskich udało się odnaleźć inskrypcję zamieszczoną przez autora tego. Inskrypcja mówi o tym, że ołtarz powstał w 1866 roku. Został zbudowany przez organmistrza z Opalenicy. Posiadał grubą warstwę przemalowań ukrywających oryginalną polichromię, którą jednak udało się odkryć i w dużej części odtworzyć. W świątyni jest jeszcze mnóstwo obiektów, które należy poddać konserwacji – XIX wieczne ołtarze boczne, a także organy znajdujące się na ścianie zachodniej. – Ten temat interesuje mnie szczególnie, gdyż podejrzewam, że budowniczym organów był ten sam człowiek, który zbudował ołtarz boczny mieszczący się na ścianie północnej – mówi Mariusz Jarosik. Według księdza Roman Nowaka, proboszcza parafii pw. Św. Mikołaja Bpa w Prochach, najciekawsze eksponaty znajdujące się w kościele, to są m.in. obrazy przedstawiające Świętego Mikołaja patrona tutejszego kościoła, obraz Świętego Jana Vienney – patrona proboszczów oraz obraz Świętego Wincentego a Paulo i figury Piotra i Pawła. – Jesteśmy w trakcie renowacji poszczególnych ołtarzy. Poprzedni proboszcz rozpoczął prace od głównego ołtarza. Sukcesywnie dochodzimy do końca kościoła, do kruchty. Zawsze się śmieję, że w drewnianych kościołach jak się dojdzie do końca, to trzeba zaczynać prace od początku. Zawsze jest tu coś do zrobienia. Na brak zajęć nie można tutaj narzekać – mówi ks. Roman Nowak.